Mój koszyk
0 produktów
Lubię zmiany. Pamiętam jak przeprowadzałam się z Ochoty na Białołękę, z mieszkania do domu. Fascynowała mnie sama zmiana rutyny. Jeżdżenie innymi ścieżkami, zmiana porannych i wieczornych rytuałów. Zawsze mnie to zachwyca, że zmiana powoduje odświeżenie. Niektórych stresuje – znam takich, których zmiana wprowadza w konsternację. Zmiana jest bardzo przyjemnym doświadczeniem.
Potrafisz przeprowadzić się bez sentymentu?
Nie. Jeśli wyjeżdżam gdzieś i wiem, że spędzę tam na przykład miesiąc, zabieram kilka drobiazgów: zapach, ulubioną poduszkę, ręcznik. Zawsze towarzyszy mi coś z domu. Kocham swój dom i świetnie się w nim czuję. Gdy wyjeżdżam z całą rodziną, psami i kotami, siedzimy gdzieś nad rzeką i mamy siebie nawzajem, to też jest dom. Dom to jest uczucie. Coś, co tworzysz, budujesz, pielęgnujesz, ale to nie są mury. I nawet nie ta kanapa, ona ma swój udział, ale to jest coś więcej!
Dlaczego NAP? Skąd idea, żeby dom stał się sposobem na życie?
Wychowałam się na Dolnym Śląsku, przy granicy czeskiej, w miasteczku z prawami miejskimi od średniowiecza. Panował tam niemiecko-czeski kanon estetyczny: porządek, śliczne widoki, wieże, aleje drzew, piękna roślinność.
W podstawówce rodzice wysłali mnie na zimowisko do Warszawy. Codziennie chodziliśmy na wycieczki pod budujący się dworzec centralny, pałac kultury. Na kartce do rodziców napisałam (moja mama ją zachowała), że Warszawa to duża wieś. Rozległe, niezagospodarowane tereny nie były dla mnie miastem. Smutny widok, tym bardziej w lutym. Po latach wróciłam do Warszawy. Nie było to jeszcze moje miasto, ale estetyka zaczynała się już powoli zmieniać. Dzisiaj wracam do Warszawy z radością, to moje miejsce, lubię obserwować jak szybko się zmienia.
Gdy 30 lat temu zakładałam rodzinę, wynajmowałam kawalerkę. Moim biurkiem były zielone drzwi od budki. Wszystkie biurka były tak paskudne i trudno dostępne, że wybrałam drzwi od budki. Do tego jako stolik nocny, skrzynka po jajkach ukradziona spod sklepu i materac na podłodze. Pamiętam tę przestrzeń – była inna. Zawsze miałam mało przedmiotów, ale były charakterystyczne, były świadomym wyborem.
W pewnym momencie połączyliśmy z mężem drogi zawodowe i postanowiliśmy pracować razem. On miał doświadczenie prowadzenia firmy z branży wyposażenia wnętrz, ja czułam, że mogę estetycznie podołać zadaniu. Byliśmy na etapie urządzania naszego domu, szukaliśmy łóżka i żadne łóżko nam nie pasowało – wszystkie były drewniane, a ja miałam poobijane nogi. Powstała idea miękkiego łóżka – obłożenia czymś tego drewnianego łóżka, żeby nogi się tak nie obijały. Powiedziałam mężowi: zacznijmy od łóżka, zróbmy mebel dla siebie i zobaczymy, co będzie dalej. Jak łóżko, to materac. Znowu nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego, ściągnęliśmy materac z Norwegii. Okazało się, że materac jest genialny. Nasi sąsiedzi też się zainteresowali. Łóżko, materac, tkaniny…
Czyli wszystko zaczęło się od Waszych potrzeb?
Tak i to się rozkręciło. Mąż produkował sofy, więc było wiadomo, że te sofy będą w ofercie. Wtedy produkowało się głównie sofy obite sztucznymi tkaninami. Ciężko było mi to zaakceptować. Zaczęliśmy od łóżka i dobrze, bo ludzie nie byli przyzwyczajeni do sztucznych tkanin, nie denerwowali się, że nie jest to tkanina na wieczność. Zawsze jednak pytali: czy to się brudzi, czy jest trwałe? Nie dopuszczano myśli, że tkanina ma swoje życie. Po 10 latach – w 2016 roku obchodziliśmy jubileusz – wiemy, że bawełniane tkaniny zyskały uznanie. Są powszechnie używane, a miękkie łóżka mają swoje miejsce w polskich domach. Później lampka na stolik nocny, pościel, narzuty, poszewki… Zaczęliśmy projektować własne produkty i jeździć na targi.
Jak zaczynałam pracę w tej firmie pojechałam do Łodzi, żeby się dowiedzieć się więcej na temat tkanin: co to jest len, satyna itd. W PRLu takie tkaniny postrzegano inaczej – len jako materiał przaśny, do wyszywania makatek, a satyna kojarzyła się z czymś śliskim, ale co to jest, nie było wiadomo. W Łodzi dowiedziałam się, czym jest satyna, że jest satyna bawełniana itd. Była to przygnębiająca wizyta.
Okazało się, że muszę większość tkanin kupować za granicą. Jesteśmy potęgą surowcową, największym producentem włókna lnianego, ale nie produkujemy najwyższej jakości tkanin. Brakuje tkanin, które mogłyby konkurować na rynkach światowych. Chciałabym, żeby młodzi ludzie, którzy teraz kończą studia, zaczęli wnosić potrzebę rozwoju takich produktów.
Co oznacza hasło Back to Craft?
Po latach pracy okazało się, że najbardziej wartościowe są te produkty, które z nami zostają, które powstały z udziałem człowieka. Z wkładem myśli, udziałem jego rąk.
Chcieliśmy podkreślić, że w NAP znajdziesz produkty, które nie próbują zaspokajać masowych potrzeb. Są to pojedyncze przedmioty. Chcemy zaoferować coś, co się z tobą zestarzeje, co odziedziczą twoje dzieci, co będzie wspomnieniem i zabierzesz to do swojego domu, gdziekolwiek on będzie. Są to bardzo świadome wybory. Cena jest ważna, nie zawsze możemy sobie pozwolić na najdroższe zakupy. Kupujemy bardzo uważnie, doceniając urodę i piękno trwałych, ponadczasowych przedmiotów.
Czy nazwa NAP wywodzi się od tego pierwszego łóżka, z Waszego domu? Czy chodziło raczej o ideę drzemki, odpoczynku?
Tak, tak zrelaksuj się. Nasze sofy, łóżka, fotele mają powodować, że jak tylko znajdziesz chwilę i się do nich przytulisz, to będzie przyjemne i relaksujące.
Z Anitą Czerwińską rozmawiała Marta Kowalczyk-Cichoń
Anita Czerwińska – zanim w 2006 roku wraz z mężem Tomaszem Czerwińskim założyła firmę NAP, zajmowała się terapią młodzieży. Miłośniczka zwierząt (ma dwa psy i kota), podróży, kina i swojej pracy.
Zdjęcie wykonane w pawilonie Le Corbusiera w Zurichu, miejscu symbolicznym dla Anity, które „wyznacza i porządkuje myślenie o przestrzeni”
Zapisz produkty na liście życzeń, aby kupić je później lub udostępnij znajomym