P: Bez sztuki świat byłby smutny, nędzny, pusty, głuchy. Jak pracujemy, zawsze słuchamy muzyki. Gdyby nie ona, chyba byśmy zwariowali.
B: W ogóle jak nam się coś wspólnie bardzo podoba, to nas nakręca. Tak jak kiedyś uwiodło nas Maroko.
P: Od pierwszego spojrzenia. Samolot zbliża się do lądowania w Marrakeszu, Basia wygląda przez okno i widzę, jak jej łzy ciurkiem lecą z oczu. Patrzy na ośnieżone góry Atlas, na palmy, czerwoną ziemię i płacze.
B: Myślałam, że takie widoki są nierealne! Śnieg, góry, palmy, mocne słońce i ta czerwień ziemi. Poczułam, że zbliżam się do jakiejś krainy nie z tego świata. Raz zorganizowaliśmy w Maroku plener: wynajęliśmy dom w stylu berberyjskim, na pustkowiu, z widokiem na ocean. Któregoś dnia obudziłam się o czwartej rano i postanowiłam skończyć rzeźbę, którą tam robiłam.
P: Bardzo lubię tę rzeźbę, stoi teraz tu, w naszym domu.
B: Usiadłam na małym stołeczku i zaczęłam lepić. Wokół kamyki, zapachy kwitnącego jaśminu i drzewka pomarańczowego, delikatna bryza znad oceanu. Wtedy przeżyłam swoją nirwanę: byłam tylko ja, natura i tworzenie. Pomyślałam: „Mogłabym tutaj zastygnąć! Nigdzie nie wyjeżdżać, niczego już nie musieć”.